32 BITY I ANI JEDNEGO MNIEJ!
To co zobaczymy na naszych na naszych małych monitorkach po odpaleniu tej giereczki przechodzi wszelkie możliwe „przenośne” pojęcie. Ale nie ma się co podniecać trzeba po prostu obiektywnie stwierdzić, że ładniejszej gry na GBA nie ma (na razie rzecz jasna).Nawet druga część tej gry (GS the lost age) opiera się na tym samym silniczku graficznym, nic w tym jednak dziwnego gdyż nadal wiedzie on niepodważalny prym. Gra ta mogłaby spokojnie ukazać się na PSone i byłaby jednym z ładniejszych produktów na tę konsolę. Świat gry, postacie, potwory, oszałamiające wręcz efekty czarów wszystko wgniata cię w to na czym akurat siedzisz (z GBA to różnie bywa).
SŁYCHAĆ COŚ CZY NIC?!
Słychać bardzo dobrze. Słychać muzykę, efekty czarów, uderzeń, deszczu, grzmotów i czego tam chcecie. Albo gracie przez słuchawki lub wieżę albo nie grajcie wcale po prostu szkoda oprawy dźwiękowej, ta gra ma wspaniały klimat a jak nie trudno się domyślić na ów klimat nie składa się sama grafika! Pozwólcie sobie... być tam...
PANIE DO RZECZY, BO O CO CHODZI NIE WIEM WCALE!
To się Pan dowiesz bo już mówię. Właśnie opisuję jedną z najlepszych gier RPG na GBA. Jest to najbardziej perfidne japońskie RPG jakie tylko można sobie wyobrazić. Mamy tutaj epicką fabułę (naprawdę bardzo dobrze przemyślaną i wciągającą), drużynę bohaterów ratujących świat, turowe walki wyskakujące „z znienacka” (przeciwników najczęściej nie widać na planszy po której się poruszmy),