OAZA NA PUSTYNI?
Bez wątpienia jest to gra, która zasługuje na uwagę. Dlaczego?
Rok 1998 ustawił poprzeczkę tak wysoko, że nikt nie był w stanie jej przeskoczyć. Tu właśnie pojawił się Atlus, który najwidoczniej zauważył, że skoro nie można poprzeczki przeskoczyć, trzeba ją obejść.
Programiści z Atlusa inteligentnie pozbyli się konkurencji za sprawą oparcia gry na lekkiej humorystycznej fabule. Fabuła ta pomimo swojej względnej prostoty jest spójna i całkiem interesująca.
To jednak nie ona jest siłą napędową DISGAEA’i. Jest nią system walki a dokładniej jego złożoność.
Gra oferuje nam mnóstwo broni, pancerzy oraz wszelakich akcesoriów. Każdy przedmiot ponadto zawiera w sobie coś na kształt dodatkowego świata - labiryntu. Pokonując kolejne jego piętra podnosimy level przedmiotu, który ów świat w sobie zawiera podnosząc tym samym jego statystyki. Wygląda to skomplikowanie ale w praktyce jest bardzo proste i spisuje się rewelacyjnie.
W każdej chwili mamy alternatywę kontynuowania wątku fabularnego bądź przeniesienia się do wspomnianego wyżej świata zawartego w przedmiotach.
Do tego do wyboru mamy również wiele znanych m.in. z FINAL FANTASY TACTICS ‘jobów’ (tudzież profesji), które pozwalają nam na dobranie drużyny według swoich własnych upodobań.
POLE WALKI
Podczas walki, oprócz ataków fizycznych oraz specjalnych użyć możemy ataku łączonego. Jest on o tyle interesujący, iż mogą w nim wziąć udział aż cztery postacie. Warunkiem odpalenia takiego ataku jest znajdowanie się na pozycji sąsiadującej z polem, na którym znajduje się inny członek drużyny. Nie jest to też zdarzenie stuprocentowe toteż zaręczam, że ilekroć uda nam się takowy atak odpalić, na naszej twarzy pojawia się szaleńczy uśmiech zadowolenia (dodam, iż poczwórne ataki są często bardziej widowiskowe aniżeli ataki specjalne).
Sam system walki jest całkowicie turowy. Najpierw wykonujemy ruch całą drużyną, potem włączamy turę przeciwnika. W grze nie implikowano takiej statystyki jak speed toteż nie uświadczymy tu żadnego rodzaju Time Mage’ów a szkoda. Takie rozwiązanie nie jest na pewno niczym imponującym czy godnym pochwały. Nazwałbym to pójściem na łatwiznę no ale cóż... Panowie z Atlusa widzieli co robią.
OBRAZ I DŹWIĘK
Co się tyczy oprawy graficznej to jest ona kwestią sporną. Z jednej strony prosta, bitmapowa oprawa rażąca niską gamą kolorów, z drugiej efektowne ataki, którym towarzyszy szalejąca wręcz miejscami kamera, głośne wybuchy, itp.
Kolejną rzeczą przemawiającą na plus DISGAEA’i jest rewelacyjny voice-capture, który ustępuje chyba jedynie dziesiątemu FINAL’owi i jego następcy.
Jeśli chodzi o oprawę muzyczną to nie jest ona wyjątkowa ale nie drażni też uszu.