Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   56
                                    

"Anassj"


PROLOG

6 lipiec 2000r.
- Czy ona...
- Tak.
- ...
- Kula trawiła prosto w skroń. Niepotrzebnie nas wzywali: sprawa była przesądzona w momencie zadania rany. Żal mi tego całego Richa. Była jego jedynym dzieckiem. I dziewczyny szkoda, miała dopiero osiemnaście lat.
- Ciekawe jak ludzie zareagują. Niewiadomo co wpadnie im teraz do głowy. Mogą wymyślić jakiś protest przeciw przemocy czy coś podobnego. W końcu była ich idolką. - Tak...Policja będzie miała mnóstwo roboty.

* * *


31 sierpień 2020r.
- Bob! Jak się cieszę! Podobało ci się? Mam nadzieję, że nie przesadziłam na końcu. Nie byłam za bardzo prowokująca?
- Skąd! Byłaś rewelacyjna! Chodź, pojedziemy do jakiejś restauracji, chcesz?
- Z tobą zawsze i wszędzie.
Jane spojrzała w lustro. Bez fałszywej skromności musiała przyznać, że jest po prostu piękna. Wysoka na 175cm, szczupła i bardzo zgrabna, obdarzona cudownym uśmiechem, który stanowił jej największy atut. Uśmiechała się prawie cały czas obnażając piękne bielutkie zęby. Jej niesamowicie niebieskie oczy sprawiały wrażenie nierealnych, wręcz nieziemskich. W jej spojrzeniu widać już było zmęczenie i znużenie. Okrzyki fanów, taniec, autografy - to wszystko, choć miłe, bywało czasem męczące. Z drugiej jednak strony była szczęśliwa - ludzie ją kochali.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie, już idę. Spakuję tylko ciuchy...
- Daj, poniosę.
Ach, ten Bob. Był kochany.
Mimo, że wyszli tylnym wyjściem, to i tak nie mogli odpędzić się od tłumu wielbicieli. Udało im się jednak jechać sam na sam, bez żadnych dziennikarzy z tyłu. Zatrzymali się przy najdroższej restauracji w mieście. Tu było tylko najlepsze towarzystwo, istna śmietanka. Nikt nie zwracał na Jane uwagi, w lokalu znajdowały się inne osoby nie mniej znane niż ona. I nie było tu też żadnych fanatyków nie dających normalnie żyć. Usiedli przy dwuosobowym stoliku, po czym zamówili najbardziej wytrawne potrawy; takie, jakich zwykli śmiertelnicy nie jedzą.

6 lipiec 2000r.
- Albert, otwórz! Jeśli nie otworzysz w tej chwili drzwi, to policja je wywarzy. Albert... Proszę, nie rób żadnego głupstwa. Ja przecież też cierpię, może nawet bardziej niż ty, bo to JA ją urodziłam i byłam jej matką. Z resztą... Siedź tam jak długo chcesz, ale oddaj ją. Zrób to dla NIEJ, słyszysz?! To moja córka i co jak co, ale nie życzę sobie byś przeprowadzał na niej swoje pomylone doświadczenia.
- Proszę pani, nadal nie chce wyjść?
- Nadal. A przecież... przecież ja też... przecież ona... moja córeczka...
- Już dobrze, niech pani nie płacze. Powiemy policji, że muszą wywarzyć drzwi.

15 wrzesień 2020r.
- I jak tam twoje studia?
- Dzięki, wszystko ok. Choć naprawdę jest dużo nauki. No, ale to raczej ty powinnaś mi opowiedzieć, co tam w Wielkim Świecie.
- W jakim znów „wielkim świecie”! Takich „artystów” jak ja, jest teraz pełno.
- Jak zwykle jesteś skromna. Platynowa płyta w wieku osiemnastu lat to naprawdę sukces.
Dziewczęta siedziały przez chwilę w milczeniu. Były przyjaciółkami od podstawówki, a mimo to nadal było im trudno rozmawiać na niektóre tematy. Różniły się od siebie wyglądem, charakterem oraz statusem społecznym.
Jane wiedziała, że na rynku muzycznym ma bardzo dużą rywalizację, natomiast Liz wszystko wydawało się proste. Chwilami była po prostu infantylna.
Piosenkarka podniosła się z kanapy i podeszła do ogromnego lustra sięgającego od podłogi do sufitu. Jak zwykle wyglądała rewelacyjnie. Nawet kiedyś została Miss w swoim kraju. Niekiedy sama zastanawiała się nad swoimi nieskazitelnymi rysami twarzy i idealną sylwetką. Czasem, gdy tak długo o tym myślała, zamartwiała się raczej niż cieszyła. Bywało, że gdy była dzieckiem rówieśnicy dokuczali jej mówiąc, że wygląda jak Barbie. Ale to nie chodziło nawet tylko wygląd, ona cała była DOSKONAŁA. Tak, to jest odpowiednie słowo: doskonała. Nigdy nie chorowała. Nie wiedziała co to są sińce i zadrapania. Choć prawdę mówiąc jako dziecko w ogóle się nie przewracała. Jako mała dziewczynka robiła na trzepaku różne akrobacje gimnastyczne, niczego się nie bała. I nikogo. A inni mieli o to do niej pretensje. Tylko dorośli byli zawsze mili. Co prawda niektóre dzieci też; te najinteligentniejsze i z najlepszych rodzin. Jane pytała się czasem rodziców, czemu różni się od swoich koleżanek, ale nigdy nie udzielono jej konkretnej odpowiedzi, zwykle zbywano ją w jakiś prosty sposób. Jednak dziewczyna cały czas obawiała się, że coś tu musi być nie tak i to coś ją przerażało.
- Chyba farba ci się zmywa-stwierdziła sceptycznie Liz.
- Wiem, będę musiała sobie znowu nałożyć.
- Jane, ty chyba nigdy nie pojawiłaś się na scenie bez tych twoich sławetnych niebieskich pasemek.
- No, chyba nie...
- Jak ja bym miała taki cudny blond odcień włosów...
- To bym ich nie malowała! - dokończyła ze śmiechem Jane - ja już tak to sobie wymyśliłam, że włosy będą pół długie, na końcach lekko postrzępione, zlepione żelem. A od środka głowy takie błękitne pasemka...
Rozmyślania dziewczyn przerwało pukanie do drzwi.
- Jane, przyszli dziennikarze.
- Nie, znowu?! Chciałam choć raz porozmawiać spokojnie z przyjaciółką, a tu znowu ktoś przychodzi.
- Przykro mi, ale mówią, że to tylko parę pytań.
- To ja chyba pójdę - powiedziała Liz kierując się w stronę drzwi.

2 lipca 2003r.
- Witam pana, panie Rich!
- Prying? Ten Prying?
- We własnej osobie.
- Czego pan ode mnie chce?
- No cóż. Jak pan wie jestem dziennikarzem. W dodatku bardzo znanym.
- Raczej bardzo znienawidzonym.
- Zależy przez kogo. Ale chyba nie będziemy tracić czasu na zbędne kłótnie, prawda panie Rich? A więc byłem współtwórcą wielu programów. Pracowałem z wieloma ludźmi i mam duże doświadczenie w swoim fachu. Ale mimo wszystko, zawsze marzyłem o wyproduko- waniu czegoś niezwykłego. Czegoś, co przeszłoby do historii.
- Przepraszam, ale obawiam się, że nie mam czasu.
- Ja bym na pana miejscu wysłuchał do końca. Słyszałem o projekcie RoJR.
- Nie wiem czemu to pana tak interesuje. Wiem za to, że pan od zawsze żerował na czyimś nieszczęściu.
- Ja nie żeruję na nieszczęściu. Jeśli na czymkolwiek żeruję, to jedynie na faktach. Otóż projekt nie do końca się udał. Współczuję. Zresztą cała ta sytuacja... Dobrze chociaż, że złapali winnego. A wracając do tematu, to i tak pan osiągnął to co chciał. Ludzi to ekscytuje. To oni żerują na cudzym cierpieniu. Oni się tym po prostu żywią. Czy nie pomyślał pan, z jaką chęcią będą się dowiadywać o dalszym losie RoJR?
- Ale ja nie zamierzam nikomu o niczym opowiadać! O samym projekcie musiałem poinformować media, bo by mi nie dali spokoju. Wiedzieli, że będę się starał, próbował. I wiedzieli, że mi się uda. Wiedzieli przecież, ile dotychczas odniosłem sukcesów. Byłem za genialny i za szalony żeby zapomnieć. Ale teraz nikomu nie będę opowiadać o mojej rodzinie. Nie muszę. Jestem na tyle bogaty, że nie potrzebuję od nikogo żadnych, ale to naprawdę żadnych pieniędzy.
- Przyznaję, że pana majątek jest większy od mojego. Ja tworzę programy, które oprócz rozrywki nie dadzą zdrowia. Pan chce ratować ludzkie życie. Podziwiam pana. Ale nie wiem, co by powiedziała pańska żona, gdyby wiedziała o pewnej pani Seductive - długonogiej blondynce, dziennikarce...
- Ssskąd... pan... o... o tym wie?
- W końcu zwą mnie najbardziej wścibskim dziennikarzem świata.
- Panu nie wolno. Nie może pan... nie może teraz zniszczyć mi życia. Ja byłem chory, nie miałem nikogo...
- Czyżby pan zapomniał o własnej żonie? Czy pan rzeczywiście sądzi, że ona nic nie czuła? Że nie cierpiała? Że nie potrzebowała pana? A jednak to pan ją zdradzał. Ciekawe, co by się stało, gdyby się dowiedziała. „Matka cierpiąca po śmierci ukochanej córki zdradzana przez męża naukowca...” To by podbiło świat, ale nie tak bardzo, jak podglądanie non-stop czyjegoś życia. Życia które...
- Zgadzam się. Ale niech pan będzie przeklęty.

1 listopad 2020r.
- Mamo, oglądasz telewizję?
- Nie kochanie, a o co chodzi?
- Możesz tu na chwilę przyjść?
Pani Johnson weszła do pokoju córki. Spojrzała w ekran i z przerażenia upuściła dzbanek, który właśnie trzymała w ręku. Błyskawicznie chwyciła pilot od telewizora i wyłączyła urządzenie. Jane spojrzała zaskoczona na matkę.
- Mamo... czemu wyłączyłaś? Chciałam, żebyś usłyszała jak mówili o jakiejś Jane Rich. Wiesz, z okazji Święta Zmarłych. Jakie to dziwne prawda? Nazywa się tak samo jak ja, a nic nie wiedziałam o niej. Byłam pewna, że ja jedna tak się nazywam... Tym bardziej, że tamta Jane też musi być znana...
- Wiesz, to musiała być jakaś pomyłka. Zaraz zadzwonię i wszystko się wyjaśni. Bądź co bądź wpędzili cię do grobu - powiedziała uśmiechając się pani Rich.
Zanim córka zdążyła coś powiedzieć, matka biegła już do laboratorium swojego męża.
Laboratorium było jedynym pomieszczeniem znajdującym się w piwnicy. Było naprawdę wielkie, pełne różnych zakamarków. Znajdowała się tu ogromna ilość substancji chemicznych i różnorakich chemikaliów, a większość z nich to były prawdziwe trucizny. Dlatego też pan Rich nie pozwalał nikomu wchodzić do jego „gabinetu” i żaden dziennikarz nie miał pojęcia o tym, co tam się znajduje. Nawet rodzinie Rich nie wolno było tam wchodzić. Jedynie uczyniła to raz policja, ale później laboratorium zostało całkowicie zmienione i rzekomo ulepszone. Gdy jego żona chciała go zawołać, to musiała po prostu dzwonić. Z resztą i tak drzwi były zawsze zamknięte. Teraz pani Rich waliła pięściami w ciężkie, żelazne drzwi. Pociągnęła za mosiężną klamkę.
- Albert, otwórz! Natychmiast! Musimy porozmawiać! Otwórz te cholerne drzwi! Pani Rich straciła cierpliwość. Ciągnęła z całej siły klamkę i kopała w żelastwo. W końcu poczuła jak przekręca się klamka. Odskoczyła do tyłu.
- Christie, co ty wyprawiasz! - krzyknął Peter - Wiesz przecież, że ciężko pracuję. Mogłem w tej chwili zajmować się czymś niebezpiecznym. Wiesz, czym grozi nagłe zakończenie niektórych eksperymentów? - pan Rich był wyraźnie poirytowany, że przerwano mu pracę.- A tak w ogóle, od kiedy to walisz w drzwi mojego gabinetu? Chyba po to mam telefon, abyś DZWONIŁA. Pomijając już kwestię bezpieczeństwa...
W tym momencie Albert Rich po raz pierwszy dostał od kogoś w twarz. W dodatku tym kimś była jego żona.
- Odbiło ci?!
- To tobie odbiło! Uważasz się za niewiadomo kogo! Nawet nie wiesz, co się dzieje na świecie! Oglądałeś wiadomości?! Oczywiście nie, bo po co. A wiesz o czym mówili? O Święcie Zmarłych. I o tym, że jest to także święto Jane Rich. A teraz nasza, także TWOJA córka; o czym chyba zapominasz; dziwi się, że ktoś nazywa się tak jak ona! Może łaskawie wyjaśnisz jej to teraz? Może powiesz jej kim jest niejaka Seductive?!
- Nie „ jest ”, nie „ jest ”! Może kiedyś „była”, ale to już przeszłość...
- Przeszłość?! Jaka przeszłość?! Czy ty naprawdę sądzisz, że jestem ślepa i głucha?! Myślisz, że nie słyszałam waszych rozmów telefonicznych? Ja o wszystkim wiedziałam! A zwłaszcza gdy was nakryłam... I co, sądzisz, że było warto? Że było warto sprzedać własną córkę milionom ludzi?!
- Nie krzycz tak, tego tylko brakuje aby usłyszała naszą rozmowę.
- Niech słyszy! Niech wie, jakim draniem jest, był i będzie jej ojciec! Gdzie ja miałam oczy jak za ciebie wychodziłam?!
- Jeśli natychmiast się nie uspokoisz...
- To co mi zrobisz?! Policję wezwiesz?! Jesteś potworem bez serca! To miało być zakodowane, taki był warunek, a ty pozwoliłeś aby Jane...
- Ależ ja na nic nikomu nie pozwalałem!
- Mamo, tato co się dzieje?! - Jane Rich stała na schodach i wpatrywała się w swoich rodziców: Alberta i Christie Rich. Dwoje ludzi spojrzało w kierunku swojej córki.
- Jane my... my musieliśmy porozmawiać. To jest sprawa wyłącznie między mną a twoim ojcem i uważam, że nie powinnaś wiedzieć o co nam chodziło.
- Przed chwilą twierdziłaś co innego.
Pani Rich objęła obiema rękami głowę i nerwowo przeczesywała palcami włosy. Spojrzała bezradnie na męża.
- Może byśmy porozmawiali na osobności? - Albert zwrócił się do córki. Dziewczyna skinęła głową.
- Jane...Jesteś już prawie dorosła i myślę, że powinnaś to zrozumieć.
- Ja... nie byłem wierny twojej matce - powiedział i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Ach... tak.
Jane odwróciła się od ojca. Nie mogła, nie potrafiła teraz patrzeć na niego.
- Córeczko...
- Nie, wszystko w porządku. To wasze życie. Jesteście dorośli. Szkoda tylko, że w tej waszej dorosłości tak możecie się ranić.
Po tych słowach pobiegła do swego pokoju głośno trzaskając drzwiami. To wszystko było takie trudne! Nigdy by nie przypuszczała, że tych dwoje ludzi, którym niczego nie brakowało, miało jakieś problemy. A jednak czegoś musiało brakować. Zamknęła drzwi do swojego pokoju na klucz, położyła się na plecach i patrząc w sufit zastanawiała się nad tą całą historią. Nie pomagały słowa matki i ojca, którzy błagali ją, by otworzyła. Niestety, a może na szczęście; w tym zamęcie jaki miała w głowie; nie zastanowiła się co miało oznaczać „Sprzedanie swojej córki milionom ludzi”

CDN.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   56